Czy taki mandat naprawdę trzeba płacić? Co grozi za zlekceważenie zagranicznej korespondencji? Czasy, w których jadąc na polskich tablicach rejestracyjnych, można było ignorować zagraniczne fotoradary, dawno już minęły. Od kilku lat system wymiany informacji o kierowcach pomiędzy poszczególnymi krajami wspólnoty, działa bardzo Wysoka to piękny, dwuwierzchołkowy szczyt położony w pobliżu Rysów. Ze względu na ciekawą drogę i fantastyczne widoki ze szczytu, stanowi górskie marzenie wielu chodzących poza szlakami osób. Od niedawna był i moim. W końcu się udało, więc zapraszam na relację z wejścia tam popularną drogą od Przełęczy Waga. Od poprzedniego wyjazdu w Tatry minął niecały tydzień. Poprzedni weekend wykorzystałem wręcz do granic możliwości, lecz i na ten szykuje się niezła pogoda. Pomysłów mamy mnóstwo, więc nie wahamy się długo – zbieramy zespół i ruszamy na Wysoką. Tym razem ma być jednak nieco ciężej. Droga jest mniej oczywista, trudności większe. Mimo to czujemy się gotowi. Wszyscy mamy dobrą formę i coraz większe doświadczenie, więc na Słowację ruszamy podekscytowani i pełni optymizmu. Wysoka – informacje o szczycie Wysoka położona jest na Słowacji, w południowo-wschodniej części Tatr. Posiada dwa wierzchołki, mniej więcej równej wysokości. Na jednym z nich, przez długi czas uznawanym za główny, znajduje się niewielki, metalowy krzyż. Drugi, położony kawałek dalej, na szczycie ma przytwierdzony metalowy czekan. Od niedawna to właśnie on uchodzi za minimalnie wyższy. Z obu rozpościera się rewelacyjny widok w praktycznie każdym kierunku. Nieco kontrowersji budzi wysokość szczytu. Jedne źródła podają 2559 metrów, inne 2547, są też pomiary wykazujące na 2560. Na szczytowej tabliczce znajduje się jednak wartość 2547,2 metrów więc to niej będę się dalej trzymał. Na Wysoką nie prowadzą żadne szlaki turystyczne. Istnieją jednak dwie nietrudne drogi, które od dawna cieszące się sporą popularnością wśród tatrzańskich pozaszlakowców. Pierwsza prowadzi przez Dolinę Złomisk, druga od Przełęczy Waga. W tym tekście skupię się na trasie od Wagi, nazywanej też Drogą przez Pazdury. Nie jest trudna, jej oficjalna wycena wynosi 0+. Z drugiej strony, znam też w Tatrach mnóstwo znacznie łatwiejszych „zero plusów”. Czas wejścia od przełęczy wynosi około półtorej godziny. Co ciekawe, na drodze znajduje się trochę klamer i łańcuchów, założonych kiedyś przez Towarzystwo Tatrzańskie ze względu na dużą popularność szczytu. Z głównego wierzchołka (tego z krzyżem), w kilkanaście minut można dostać się na drugi, nieco mniej popularny. Przejście tam jest już jednak trudniejsze, bardziej strome i moim zdaniem bliższe wycenie I niż 0+. Uwaga: według przepisów TANAP-u, Drogą przez Pazdury można się wspinać jedynie w towarzystwie uprawnionego przewodnika. Samodzielne wejście wiąże się z ryzykiem otrzymania mandatu (nawet do 300 euro, choć najczęściej nie więcej niż 30) i cofnięcia z trasy. Poza szlakiem nie obowiązuje też większość polis ubezpieczeniowych, więc rachunek za ewentualną akcję ratunkową może być naprawdę wysoki. W kwestii bezpieczeństwa, koniecznie należy mieć ze sobą kask. W żlebie opadającym z Przełączki w Wysokiej jest krucho, często spadają kamienie. Ze względu na kilka stromych odcinków i pojawiające się czasem ekspozycje, część zespołów zabiera także linę i sprzęt do asekuracji. Wejście na Wysoką – relacja z wycieczki Dojazd w okolice Szczyrbskiego Jeziora Podobnie, jak przy wejściu na Kieżmarski Szczyt, dziś też na Słowację jedziemy samochodem. Tym razem w trzyosobowym gronie i nieco wcześniej, ze względu na zapowiadane popołudniu burze. Wstępny plan zakłada zdobycie szczytu już około 9:00. Spod mojego bloku ruszamy parę minut przed 2:00. Opuszczamy Kraków, Zakopianką kierujemy się w okolice Rabki Zdrój, skąd zabieramy jeszcze jedną osobę. Później jedziemy do Nowego Targu, gdzie skręcamy ku polsko-słowackiej granicy w Jurgowie. Będąc już u naszych południowych sąsiadów, jedziemy jeszcze chwilę prosto, aż do skrętu za Tatrzańską Polanką. Po tak zwanej Drodze Wolności objeżdżamy większą część Tatr Wysokich, kierując się na miejscowość Szczyrbskie Jezioro. Do niej samej jednak nie docieramy. Kawałek wcześniej skręcamy w prawo, jadąc na parking przy niebieskim szlaku. W pobliżu znajduje się też przystanek kolejki elektrycznej, którą w to miejsce mogą dotrzeć osoby niezmotoryzowane. Miejsca dla samochodów jest dużo, staje się po prostu na poboczu tej ciągnącej się około 1,5 kilometra drogi. Postój kosztuje 6 euro za dzień. Niebieskim szlakiem przez Dolinę Mięguszowiecką Gdy wysiadamy, jest jeszcze ciemno. Choć nie aż tak, by konieczne było wyciąganie latarek z plecaka. Przez parę minut się zbieramy, a później ruszamy na północ w stronę wejścia na niebieski szlak. Na oznaczenia trafiamy przy pobliskim zakręcie, gdzie startuje 4-kilometrowa, asfaltowa droga do schroniska nad Popradzkim Stawem. Można to miejsce uznać za słowacki odpowiednik naszego Morskiego Oka, choć na szczęście, dojście w to miejsce zajmuje ponad dwukrotnie mniej czasu. Przez jakieś 30-40 minut po prostu idziemy tą lekko wznoszącą się drogą, obserwując powoli rozjaśniające się niebo. Póki co bezchmurne, zwiastujące ładną pogodę przynajmniej w pierwszej części dnia. Asfaltowa droga w stronę Popradzkiego Stawu. To oczywiście zdjęcie z drogi powrotnej – rano było tu jeszcze ciemno. W końcu docieramy w okolice jeziora. Widzimy jego taflę pomiędzy drzewami, jednak nie decydujemy się zejść ani nad brzeg, ani do schroniska. Skręcamy zgodnie z niebieskimi oznaczeniami i wchodzimy na leśną, trochę kamienistą ścieżkę. Przy skręcie zauważamy „plecaki” przygotowane dla nosiczów. Tym terminem nazywa się tatrzańskich tragarzy, którzy o własnych siłach wnoszą zaopatrzenie do niedostępnych drogami schronisk. Jak ktoś chce i czuje się na siłach, może samemu zabrać jeden z ładunków. Po dostarczeniu go do Chaty pod Rysami, w podziękowaniu otrzyma symboliczną herbatę. Ładunki przygotowane dla tragarzy-wolontariuszy. Ścieżka szybko zamienia się w typowy dla tatrzańskich szlaków, kamienny chodnik. Idziemy nim wśród drzew, powoli nabierając wysokość. Z czasem roślinność się zmienia, w okolicy zaczyna dominować kosówka. Podchodząc przez Dolinę Mięguszowiecką mamy okazję oglądać pierwsze promienie słońca oświetlające skaliste wierzchołki położonej na zachód od nas Grani Baszt. W ogóle, okolica robi się coraz ładniejsza i stopniowo prezentuje nam więcej okazałych dwutysięczników. W pewnej chwili docieramy do skrzyżowania szlaków. Niebieski wiedzie dalej w stronę Koprowego Wierchu, a zaczynający się tu czerwony prowadzi na cieszące się ogromną popularnością Rysy. Przejście przez Dolinę Mięguszowiecką (tu znów zdjęcie z drogi powrotnej). Wejście na Przełęcz Waga Skręcamy na czerwony. Nadal poruszamy się po kamiennym chodniku, który z czasem robi się coraz bardziej stromy. Po przecięciu Żabiego Potoku, zaczynają się zakosy, którymi będziemy podchodzić przez kolejnych kilkadziesiąt minut. Od czas do czasu dostępne są skróty, które po wydeptanej ścieżce pozwalają ścinać niektóre fragmenty chodnika. Kosówka powoli zanika, zostają tylko trawki i kamienie. Bardzo dużo kamieni. Tam też na chwilę robi się bardziej płasko. Niedługo później docieramy w okolice Żabich Stawów Mięguszowieckich – dwóch malowniczo położonych jeziorek, otoczonych paroma ciekawymi szczytami. Kamienny chodnik w stronę Rysów. Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki. Nad nim od lewej: Wołowa Turnia, Żabia Turnia Mięguszowiecka oraz Żabi Koń. Nad stawami podchodzimy jeszcze kawałek, po czym docieramy pod krótki odcinek ze sztucznymi ubezpieczeniami. To tu znajdują się kontrowersyjne, czasem wyśmiewane schodki. Oprócz nich widzimy krótkie, metalowe drabinki oraz trochę łańcuchów przy szerokiej, tylko minimalnie eksponowanej ścieżce. Bez większego problemu można to przejść bez dotykania metalowych elementów. Metalowe schodki i inne sztuczne ułatwienia w drodze na Rysy. Minąwszy sztuczne ułatwienia, znów mamy to samo, co wcześniej: wygodny chodnik, zakosy i umiarkowanie strome podejście. Nim w kilka, może kilkanaście minut docieramy do tablicy z napisem „Wolne Królestwo Rysów”. Kawałek dalej przechodzimy pod bramą z kolorowymi chorągiewkami i wkraczamy w pełne specyficznego humoru otoczenie Chaty pod Rysami. Witajcie na terenie Wolnego Królestwa Rysów! Ostatnie metry podejścia pod schronisko. Na schroniskowym tarasie urządzamy sobie chwilę przerwy. Jemy, rozmawiamy z innymi, sam korzystam też z tutejszej, kultowej już toalety. Znajduje się o dwie minuty marszu dalej (dojście brązowym szlakiem) i przez przeszkloną ścianę oferuje fantastyczny widok na Dolinę Mięguszowiecką. Jest i rower, choć w tym terenie raczej nie dotrze się nim zbyt daleko. Po zakończonym postoju ruszamy dalej w kierunku Przełęczy Waga. Stąd jest już naprawdę niedaleko. Znów chodnik, znów szerokie zakosy. Mija parę minut i stoimy na przełęczy, gotowi do zejścia ze szlaku. Dojście na Przełęcz Waga. Wysoka – wejście od Przełęczy Waga (Droga przez Pazdury) Nim zacznę opis, wrzucę jeszcze dwa zdjęcia z ogólnym zarysem drogi. Starałem się, by był możliwie dokładny, choć istnieje szansa, że jej optymalny przebieg nieco się różni. Czasem dostępnych jest też kilka wariantów przejścia. Droga na Wysoką z Przełęczy Waga – dojście do Przełączki pod Kogutkiem. Dalsza część drogi na Wysoką – przejście zboczem Ciężkiego Szczytu, Wysokiej oraz wejście na północno-zachodni wierzchołek (ten z krzyżem). Zakładamy kaski i ruszamy w stronę opadającej na przełęcz grani Ciężkiego Szczytu. Choć przewodniki mówią o trzymaniu się jej ściśle, szybko odkrywany, że łatwiej obejść ją prawą stroną. Tam też natrafiamy na kilka kamiennych kopczyków. Kopczyki na obejściu grani od prawej strony. Później warto jednak dostać się na tę grań. Ściany robią się strome, przejścia wąskie, więc górą faktycznie będzie łatwiej. Odnajdujemy jakiś dogodny wariant i wchodzimy. Potem idziemy jeszcze chwilę w stronę Ciężkiego Szczytu, stopniowo skręcając coraz bardziej w prawo. Ze względu na dużą popularność drogi, w wielu miejscach idziemy po prostu wyraźnie wydeptaną ścieżką. Oprócz tego, z zasięgu wzroku mamy wiele pomagających w orientacji kopczyków. Przejście pod Kogutka nie sprawia większych problemów, trudności wynoszą tu 0, w pojedynczych miejscach 0+. Stopniowo skręcamy z grani w prawo. Dojście w kierunku Przełączki pod Kogutkiem. W pewnym momencie docieramy w okolicę rynny, którą będziemy zaraz wchodzić na przełączkę. Pod nią znajduje się jeszcze kilka klamer i łańcuchów. Dla mnie to pierwszy raz, gdy trafiam na sztuczne ułatwienia poza szlakiem. Wiem jednak, że takich miejsc jest w Tatrach Słowackich o wiele więcej. Dojście do opadającej z Przełączki pod Kogutkiem rynny. Chwilę później zaczynamy przejście rynną. Jest bardzo stroma, wąska i ubezpieczona długim łańcuchem. Stopni i chwytów nie brakuje, ale nie zawsze znajdzie się miejsce, by wygodnie postawić nogę. To bez wątpienia jeden z najtrudniejszych odcinków drogi. Początkowo, chcę go pokonać bez dotykania łańcucha, później jednak tracę pewność, że jest to rozsądne. Ubezpieczona łańcuchem rynna prowadząca na Przełączkę pod Kogutkiem. Wspinaczka trwa parę minut, dostarczając przy tym mnóstwa emocji. W końcu stajemy na niewielkiej przełączce, robiąc tu chwilę przerwy. No, to było ciekawe! Pod względem trudności, poziom porównywalny do tych najbardziej wymagających fragmentów Orlej Perci (choć jednak mniej eksponowany niż słynna drabinka). Kolejny odcinek wymaga zejścia z przełączki do wyraźnie widocznej ścieżki. Wariantów jest wiele, a teren nieco kruchy. Po dostaniu się na dół ruszamy mniej więcej poziomo, trawersując zachodnie zbocze Ciężkiego Szczytu. Ścieżka poniżej Przełączki pod Kogutkiem. Trawers zbocza Ciężkiego Szczytu. Droga na tym odcinku nie sprawia trudności. Z orientacją też nie ma problemów – kopczyków jest wiele i wydaje mi się, że również tu tworzą parę możliwych wariantów trasy. Następnym punktem orientacyjnym jest żleb opadający z Przełęczy pod Wysoką, która rozdziela Ciężki Szczyt i Wysoką. Jest kruchy, choć przejście przez niego nie jest zbyt wymagające. Za żlebem należy trochę podejść. Po raz kolejny można sobie wybrać dogodny wariant, idąc za którąś z kopczykowanych ścieżek. Ważne jest tylko, by nabierać wysokości i iść dalej wzdłuż południowo-zachodniego zbocza. Przejście wzdłuż południowo-zachodniego zbocza. W pewnej chwili docieramy na wąski taras noszący nazwę Ławica. Idziemy nim przez moment, powoli docierając do dużego żlebu opadającego z Przełączki w Wysokiej. Później skręcamy w lewo i zaczynamy podejście owym żlebem. Przejście przez Ławicę. Tu łatwy odcinek dobiega końca. Czeka nas długa, wymagająca sporej ostrożności wspinaczka. Żleb jest stromy i kruchy, a każda znajdująca się wyżej osoba stanowi zagrożenie związane z możliwością zrzucania mniejszych i większych kamieni. Myślę, że w takim miejscu posiadanie kasku jest absolutną koniecznością. Dolna część żlebu pod Przełączką w Wysokiej. Ciężko stwierdzić, która część żlebu lepiej nadaje się do podejścia. Przewodniki wspominają o środkowej, mi miejscami lepiej idzie się prawą. Potrafię też przejść do lewej krawędzi, gdy tylko stwierdzę, że tamtejsza skała wygląda na mniej kruchą. Wspinaczka trochę trwa, pod koniec jest nawet nieco stromiej. Wreszcie docieramy pod charakterystyczny głaz, który przez cały czas mieliśmy nad głowami. Tu mamy do wyboru: skręcić w lewo i iść na północno-zachodni wierzchołek albo kontynuować podejście aż na przełączkę, gdzie prowadzi dalsza droga na wierzchołek południowo-wschodni. Rozdroże w górnej części żlebu. W tym momencie wybieramy skręt w lewo. Tam czeka na nas dość gładka, pochyła płyta. Widzimy też kolejne sztuczne ułatwienia w postaci kilku klamer. Pierwsze są bardzo wąskie i służą głównie do stawiania na nich nóg, później mamy też długi kawałek metalu, którego można przytrzymać się przechodząc w poprzek płyty. Pochyła płyta z klamrami. Po przejściu przez płytę jesteśmy już prawie na szczycie. Idziemy jeszcze kawałek prosto, w dogodnym momencie skręcamy w prawo i pokonujemy ostatnie głazy. Chwilę później siedzimy już na górze w towarzystwie dwóch innych ekip. Niestety, są to zespoły prowadzone przez przewodników, którzy nie patrzą na nas zbyt przychylnym wzrokiem. Ostatnie podejście na północno-zachodni wierzchołek Wysokiej. Charakterystyczny krzyż na Szczycie. W tle świetny widok na Gerlach. Siadamy gdzieś na uboczu i robimy chwilę przerwy obserwując okolice. Wiele osób twierdzi, że Wysoka ma najpiękniejszą panoramę w Tatrach. I nawet jeśli nie jest to prawda, to ciężko nie zgodzić się, że widoki są w ścisłej czołówce. Potężne, skaliste dwutysięczniki otaczają nas praktycznie ze wszystkich stron. Bez trudu rozpoznaję te, na których już byłem oraz parę innych, które póki co pozostają jedynie w strefie marzeń. Skrzynka z nazwą szczytu, jego rysunkiem oraz wysokością. W środku był przemoczony zeszyt do wpisywania się jako zdobywca góry oraz trochę pozostawionych przez turystów śmieci. Północno-zachodni wierzchołek Wysokiej z krzyżem oraz świetnym widokiem na polską część Tatr. Wierzchołek południowo-wschodni wraz z zaznaczoną drogą wejścia (linia przerywana to część trasy zasłonięta przez skały). Widoki na północ. Doskonale widać między innymi Rysy, Niżnie Rysy, Mięguszowieckie Szczyty, Świnicę, Zawrat oraz praktycznie całą Orlą Perć. Po krótkim pobycie na tym szczycie postanawiamy przejść na drugi wierzchołek i tam urządzić sobie dłuższą przerwę. W tym celu cofamy się na płytę z klamrami i ostrożnie schodzimy do jej podstawy. Później wracamy do żlebu i kontynuujemy nim podejście na Przełączkę w Wysokiej. Zejście po płycie z klamrami oraz dalsza droga w górę żlebu. Bez wątpienia jest to najtrudniejszy odcinek całej dzisiejszej drogi. Końcówka żlebu jest bardzo stroma, trochę krucha i miejscami pozbawiona wygodnych półek, gdzie dałoby się postawić całą nogę. Moim zdaniem, śmiało można by dać temu odcinkowi wycenę I. Stroma końcówka podejścia na Przełączkę w Wysokiej. Na przełączce od razu robi się łatwiej. Idziemy parę metrów w stronę drugiego z wierzchołków, później obchodzimy go gładką, skośną płytą od lewej strony. Z daleka wydawała się śliska i niebezpieczna, w rzeczywistości (przy suchej skale) nie sprawiła nam żadnych problemów. Obejście południowo-wschodniego wierzchołka po pochyłej, nieco eksponowanej płycie. Za płytą docieramy pod stromą, popękaną ściankę, na którą musimy się wspiąć. Ta również z daleka wygląda groźnie, a na miejscu pokazuje nam parę dogodnych wariantów przejścia. Trudniej jest za to na górze tej ścianki, gdzie należy podejść parę metrów w prawo, na najbliższe skałki. Teren jest przepaścisty, więc co wrażliwsi mogą rozważyć pokonanie tego trójkątnego „daszku” okrakiem. Wejście na ściankę i skręt w stronę głazów tworzących wierzchołek. Po wejściu ponad ściankę ponownie skręcamy w prawo i idziemy jeszcze chwilę wśród dużych bloków skalnych. Parę z nich wymaga pomocy rąk, są też odcinki z umiarkowaną ekspozycją. Niedługo później stoimy już na drugim z wierzchołków Wysokiej. Przez krótką chwilę jesteśmy tu sami, potem przychodzi kolejna ekipa z przewodnikiem. Eh, chyba nie mamy dziś szczęścia do miłej atmosfery na szczytach. Mimo to, siadamy sobie w pewnej odległości od nich i robimy obiecany postój. Metalowy, przytwierdzony do skały czekan na południowo-wschodnim wierzchołku Wysokiej. W tle po lewej dominuje Gerlach, po prawej Kończysta. Spojrzenie na wierzchołek północno-zachodni. Piękne szczyty i granie Tatr Słowackich. Zejście z Wysokiej Po chwili odpoczynku i nacieszeniu się widokami zaczynamy powrót. Przechodzimy po głazach, później schodzimy na stromą ściankę. Tam czeka nas parę metrów przejścia jej szczytem, a następnie ostrożne zejście w dół. Na szczycie wspomnianej ścianki. W następnej kolejności obchodzimy wierzchołek pochyłą płytą, a później docieramy w okolicę Przełączki w Wysokiej. Tu czeka nas kolejny postój, tym razem nieplanowany. Jeden z przewodników założył tam stanowisko i powoli opuszcza swoich klientów na linie. Nie chcemy wchodzić im w drogę, zresztą schodzenie tym żlebem w parę osób naraz nie byłoby zbyt bezpieczne. Kilka, może nawet kilkanaście minut później żleb jest pusty. Nadchodzi nasza kolej, którą bez wahania wykorzystujemy. Schodzimy powoli i bardzo ostrożnie, uważając nie tylko na to, by nie spaść, ale i nie zrzucić kamieni na osoby znajdujące się niżej. O to ostatnie nietrudno, bo mniejsze i większe okruchy leżą dosłownie wszędzie. Zejście z Przełączki w Wysokiej. Schodząc, zauważamy, że z pierwszego wierzchołka do żlebu wchodzi jeszcze jeden zespół. Niedobrze, zaraz zrobi się tu tłoczno. Powstaje dylemat: lepiej schodzić jako pierwsi i mieć nad sobą więcej ludzi czy poczekać, godząc się z tym, że znacznie wolniejsze ekipy z przewodnikami będą nas ciągle blokować. Wybieramy to pierwsze. Przy skrzyżowaniu dróg wyprzedzamy inne zespoły i kontynuujemy drogę w dół kruchego żlebu. Idzie nam całkiem sprawnie, choć kilka momentów było nerwowych. Co parę minut z góry leciały kamienie, a zaraz za nimi ostrzegacze okrzyki. Jedyne, co zostawało w takiej sytuacji, to przywarcie do ściany i nadzieja, że pocisk przeleci bokiem – na wypatrzenie go i unik nie zawsze było na tyle czasu. Po wyjściu ze żlebu spotykamy polsko-słowacką parę zmierzającą na szczyt. No, w końcu ktoś, kto idzie samodzielnie i z kim można normalnie pogadać. Udzielamy im trochę porad co do drogi i ruszamy dalej w stronę Przełączki pod Kogutkiem. Pokonujemy wąską Ławicę, potem za kopczykami schodzimy w stronę żlebu opadającego z Przełęczy pod Wysoką. Przechodzimy przez niego w jednym z łatwiejszych miejsc, a następnie idziemy kawałek w miarę płaską ścieżką. Docieramy pod przełączkę i zaczynamy niedługie podejście. Podejście do Przełączki pod Kogutkiem. Kogutek to oczywiście ta niewielka skałka po jej lewej stronie. Za przełączką czeka nas strome zejście w ubezpieczonej łańcuchem rynnie. I tu pojawia się niemałe zaskoczenie, bo o ile wcześniej to miejsce wydawało mi się ciężkie, to teraz, w teoretycznie trudniejszym zejściu, radzę sobie bez najmniejszych problemów. Poruszam się szybko, bez wahania wyszukuję kolejne stopnie, a tego łańcucha nawet nie dotykam. Zaskakujące, jak szybko człowiek może oswoić się z otaczającymi go trudnościami. Zejście rynną spod Przełęczy pod Kogutkiem. Końcówka jest już łatwiejsza. Bez trudu odnajdujemy kopczyki, które prowadzą nas wzdłuż ściany Ciężkiego Szczytu na jedną z jego grani, opadającą w kierunku Wagi. Droga powrotu na Przełęcz Waga. Docieramy tam w parę minut, skręcamy i ruszamy ku przełęczy. Tym razem próbujemy dostać się tam bez obejść, trzymając się bardziej ściśle grani. Do pewnego momentu jest dość łatwo, lecz samo zejście z niej wymaga pokonania stromego progu. Jakoś udaje się go przejść, choć faktycznie, znacznie łatwiej obejść ten kawałek od strony Chaty pod Rysami. Powrót po szlakach w okolice Szczyrbskiego Jeziora Na przełęczy mamy tłumy i duży ruch w obu kierunkach czerwonego szlaku. Ściągamy kaski i praktycznie od razu schodzimy w stronę schroniska. Je również mijamy bez postoju, kontynuując drogę w dół, do Doliny Mięguszowieckiej. Widok na Chatę pod Rysami z okolicy Przełęczy Waga. Po chwili maszerowania kamiennym chodnikiem docieramy do fragmentu z łańcuchami, drabinkami i metalowymi podestami. Zgodnie z przewidywaniami, w paru miejscach zdążyły się już potworzyć kolejki. Zatłoczone odcinki obchodzimy z dala od żelastwa i ruszamy dalej po prowadzących w dół zakosach. Niedługo później trochę wytchnienia daje nam fragment przy Żabich Stawach. Tam jest bardziej płasko, a krajobraz z rewelacyjnym widokiem na Grań Baszt potrafi zrobić wrażenie. Okolica Żabich Stawów Mięguszowieckich. Później znów zakosy i ciągnące się dość długo zejście w dół doliny. W końcu docieramy do skrzyżowania szlaków i przeskakujemy na niebieski, którym ruszamy w stronę Popradzkiego Stawu. Dookoła pojawia się coraz więcej kosówki, a później i trochę wyższej roślinności. Dotarłszy do asfaltu, skręcamy w prawo i ruszamy w stronę parkingu. Stąd mamy już tylko 4 kilometry spokojnego dreptania, które zajmuje nam trochę ponad pół godziny. Na tym odcinku często oglądamy się za siebie, podziwiając szczyty, które rano były jeszcze skryte w ciemnościach. Asfaltowy odcinek niebieskiego szlaku. Droga do domu Odszukujemy nasz samochód w gąszczu innych zaparkowanych pojazdów, pakujemy sprzęt do środka, a po chwili sami zajmujemy miejsca. Przy wyjeździe płacimy 6 euro i ruszamy w stronę głównej drogi. Tam odbijamy na wschód, zaczynając objazd słowackiej części Tatr Wysokich. W okolicach Tatrzańskiej Polanki odbijamy na północ, mijamy Tatry Zachodnie i kierujemy ku granicy w Jurgowie. Stamtąd jedziemy na Nowy Targ, a później Rabkę Zdrój, gdzie zostawiamy jedną osobę z ekipy. Dalej, w stronę Krakowa poruszamy się już we dwójkę. Jest sobota, okolice 15:00, więc korki na Zakopiance są minimalne. Powrót przebiega praktycznie bez problemów. Wysoka – podsumowanie wejścia Myślę, że było to jedno z moich bardziej emocjonujących przejść. Świetna trasa, ciekawe trudności, piękny szczyt z fantastycznymi widokami. Do tego oczywiście fajna ekipa, z którą chętnie wybrałbym się gdzieś jeszcze. Bez wątpienia, bardzo udana wycieczka, którą zapamiętam na długo. Jedyne, co bym zmienił, to atmosfera na wierzchołku, bo jednak naburmuszeni słowaccy przewodnicy z klientami to niekoniecznie najmilsze towarzystwo. Komu polecam Wysoką? Po pierwsze osobom, które zdają sobie sprawę z panujących na terenie TANAP-u przepisów i godzą się z ewentualnymi konsekwencjami ich naginania. Szczyt jest popularny wśród przewodników, a straż parku czasem pilnuje prowadzących na niego dróg (choć częściej tej od Doliny Złomisk). Druga rzecz to posiadane doświadczenie. Zdecydowanie, nie jest to góra dla początkujących! Konieczne jest sporo tatrzańskiego doświadczenia, również na długich drogach pozaszlakowych. Idąc na Wysoką od Przełęczy Waga trzeba posiadać niezłą kondycję, dobrze znać trasę oraz mieć obycie z ekspozycją, kruszyzną oraz stromymi, nieubezpieczonymi niczym odcinkami. Bez tego, łatwo będzie wpakować się w ryzykowny, być może nawet zagrażający życiu teren.
Ministerstwo Środowiska poinformowało o zamknięciu lasów podległych Lasom Państwowym i parków narodowych. O lasach miejskich decydują prezydenci i burmistrzowie. W Poznaniu zakaz wstępu do lasu zacznie obowiązywać w sobotę.
Jak wejść na Gerlach? Trasa do Śląskiego Domu Auto zostawiamy w miejscowości Tatrzańska Polanka (1005 m Naszym celem na drodze na najwyższy szczyt Karpat jest – póki co – schronisko, a raczej górski hotel zwany Śląskim Domem (1670 m Można do niego dojść pieszo łatwym szlakiem, lekko pod górę w ok. 2 godziny. My jednak wybieramy wariant szybszy – wyjeżdżamy terenowym autem należącym do schroniska (taka opcja jest możliwa po wcześniejszym umówieniu się, za opłatą 7 euro od osoby). Od Śląskiego Domu początek wycieczki jest łatwy i bardzo przyjemny. Pniemy się lekko pod górę wygodnym szlakiem w górę Doliny Wielickiej. Znakowana na zielono trasa wiedzie na Polski Grzebień. Masyw Gerlacha zamyka dolinę od zachodniej strony. Mijamy Wieczny Deszcz – tak nazywa się miejsce na szlaku, na które non stop spadają krople wody znad wznoszącej się nad turystyczną ścieżką skały, tzw. Mokrej Wanty. Idziemy jeszcze kawałek szlakiem, po czym schodzimy ze znakowanej ścieżki i zbliżamy się do podstawy wschodniej ściany Gerlacha, do wylotu Wielickiego Żlebu. Wejście na Gerlach Wielicką Próbą Jesteśmy u stóp tzw. Wielickiej Próby. To najłatwiejszy – co nie oznacza wcale, że łatwy – wariant wyjścia na Gerlach. Towarzyszy nam Mieczysław Ziach, ratownik TOPR i międzynarodowy przewodnik wysokogórski IVBV (Polskiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich). Zakładamy kaski, uprzęże wspinaczkowe, wiążemy się liną. Od tej pory pójdziemy związani. Gerlach Maksymalnie jeden przewodnik prowadzi trzech klientów, a w trudniejszych warunkach oraz zimą - maksymalnie dwóch. Nasz przewodnik nie prowadzi statystyk, ale zapytany, ile razy był na Gerlachu, odpowiada, że ok. 150-200. Osoby chcące bowiem spróbować wysokogórskiej turystyki w Tatrach najczęściej marzą o wyjściu na Gerlach. Poza tym, że nęci fakt zdobycia najwyższego szczytu, droga na wierzchołek jest przede wszystkim piękną wysokogórską przygodą. Foto: Śląski Dom Wielicka Próba to bardzo atrakcyjny odcinek drogi na Gerlach - pod warunkiem, że lubimy strome podejścia z elementami wspinaczki i odrobinę adrenaliny. Aż do wyjścia na grań pod nogami będzie bowiem dużo powietrza. Wspinaczkę znacznie ułatwiają łańcuchy i klamry. Odcinek graniowy jest już „położony”, czyli znacznie mniej stromy, a także łatwiejszy technicznie, ale bynajmniej nie ewidentny orientacyjnie. Szczyt jest ukoronowaniem naszej wspinaczki. Na samym wierzchołku stoi krzyż, poniżej kilku przewodników z odpoczywającymi i robiącymi fotki klientami „na smyczach”, czyli na linach. Wokół, a raczej poniżej – morze szczytów. Jesteśmy przecież najwyżej. Na dachu Tatr i całych Karpat. Szczyt Gerlach, czyli Król Karpat Gerlach nazywany jest Królem Tatr. Wznosi się na wysokość 2655 m To najwyższy szczyt nie tylko Tatr, ale całych Karpat. Dość długo jednak palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o wysokość, wiodła niezasłużenie Łomnica (2634 m która jest jednak drugim co do wysokości tatrzańskim szczytem. Foto: Wspinaczka na Gerlach Gerlach wznosi się w bocznej grani Tatr i nie jest odrębnym wierzchołkiem, ale masywem składającym się z kilku kulminacji, wśród których wyodrębniają się Zadni Gerlach, wznoszący się w głównej grani Tatr, oraz Gerlach (wierzchołek główny), od Zadniego Gerlacha oddzielony charakterystyczną Przełęczą Tetmajera (jej słowacka nazwa brzmi Gerlachovské sedlo). W kierunku południowym grań Gerlacha rozgałęzia się ostatecznie na dwa ramiona, pomiędzy którymi znajduje się charakterystyczny Gerlachowski Kocioł. Tę skalną, imponującą „dziurę” dobrze widać z okien samochodów jadących Drogą Wolności, która opasujące całe słowackie podnóże Tatr. Gerlach wznosi się nad dolinami Wielicką, Batyżowiecką i Kaczą. Ta ostatnia stanowi jedno z górnych pięter potężnej Doliny Białki. Foto: Shutterstock Gerlach górujący nad blokowiskami Popradu Autorami pierwszego odnotowanego wejścia na Gerlach byli prawdopodobnie w 1834 roku polujący na kozice Johann Still (późniejszy przewodnik), Martin Spitzkopf - Urban, Gelhof i dwóch nieznanych koziarzy. W swojej karierze Króla Tatr Gerlach nosił różne imiona. Jak piszą Witold Henryk Paryski i Zofia Radwańska-Paryska w Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej, w 1896 Węgrzy przemianowali Gerlach na Szczyt Franciszka Józefa, Polacy w 1918 na Szczyt Polski, Czesi i Słowacy w 1918 na Štít Legionárov. Był też czas, gdy Król Karpat nosił imię Szczytu Stalina. Trwało to ok. 10 lat (1949-1959). Foto: Po drodze na Gerlach W czasie II wojny światowej, w 1944 roku, w ścianę Zadniego Gerlacha od strony Doliny Batyżowieckiej uderzył samolot transportowy. Resztki samolotu jeszcze niedawno taternicy widywali w skałach masywu. Ciała 21 lub 24 żołnierzy (różne źródła podają różną liczbę ofiar), którzy zginęli w katastrofie, zostały odnalezione i pochowane po wojnie we wsi Gerlachów. Na Gerlach nie wyprowadza żaden szlak turystyczny. Niestety może się to wiązać z przykrymi konsekwencjami dla tych, którzy będą samodzielnie podążać na szczyt, w postaci mandatu, albo nawet interwencji ze strony przewodników – szczególnie słowackich. Wejście na Gerlach z przewodnikiem czy bez? Wierzchołek można zdobyć z przewodnikiem posiadającym odpowiednie uprawnienia. Za opiekę międzynarodowego przewodnika wysokogórskiego IVBV, który posiada takie uprawnienia, zapłacimy 1000 zł. Jeden przewodnik może wyprowadzić maks. 3 osoby (wówczas taki zespół łącznie płaci 1000 zł). Na szczyt mogą wyjść też taternicy posiadający odpowiedni sprzęt wspinaczkowy, drogami wspinaczkowymi. Jedną z pięknych wspinaczkowych dróg jest tzw. Droga Martina – długa, graniowa droga wspinaczkowa, której końcowy fragment wiedzie granią Zadniego Gerlacha na szczyt główny. To już jednak propozycja dla samodzielnych taterników. Foto: Shutterstock Gerlach we mgle Warto pamiętać, że wybierając się w góry Słowacji, dobrze jest mieć wykupione ubezpieczenie od kosztów akcji ratowniczej. W przeciwieństwie do Tatr Polskich, na Słowacji akcja ratunkowa Horskiej Zachrannej Służby (słowacki odpowiednik TOPR-u), jest płatna. Jeśli – odpukać – coś nam się przydarzy i będziemy musieli wzywać ratowników, a nie będziemy posiadać ubezpieczenia, za akcję ratowniczą przyjdzie nam słono zapłacić (szczególnie za użycie śmigłowca ratowniczego). Warto również pamiętać o zabraniu karty NFZ, która gwarantuje nam bezpłatną pomoc w szpitalu na Słowacji. Trasa na Gerlach. Zejście Batyżowiecką Próbą Pora wracać. Przed nami wymagająca i piękna droga powrotna. Wspinaliśmy się wschodnią ścianą, schodzić będziemy zachodnią - tak jest przyjęte w górskim środowisku. Ułatwia to życie przewodnikom i klientom - na stromych podejściach nie trzeba się bowiem wymijać, czekać, przepuszczać. A ruch bywa tu spory - w piękne słoneczne dni Gerlach zdobywa nawet kilkadziesiąt osób. Schodzimy zatem Batyżowiecką Próbą do Doliny Batyżowieckiej. Zejście strome, z elementami wspinaczki, ubezpieczone łańcuchami, daje dużo radości. Ten odcinek, podobnie jak Wielicka Próba, wymaga od uczestników górskiego obycia. Na wprost przed nami, ściana kolejnego tatrzańskiego olbrzyma - Kończystej, która zamyka z drugiej, zachodniej strony, Dolinę Batyżowiecką. Jak mówi Mieczysław Ziach, w trudnych warunkach oraz zimą podejście również odbywa się Batyżowiecką Próbą. - Wielicka Próba ze względu na liczne trawersy i wielokrotne przekroczenia żlebu jest zbyt lawiniasta - wyjaśnia. Foto: Gerlach zdobyty! Po zejściu Batyżowiecką Próbą czeka nas dojście w pięknym otoczeniu Doliny Batyżowieckiej nad Batyżowiecki Staw. Tutaj wchodzimy na szlak turystyczny, by Magistralą Tatrzańską wrócić do Śląskiego Domu. Jesteśmy już na dole, a nie ma jeszcze nawet 15! Podczas wycieczki pokonaliśmy prawie 1000 metrów deniwelacji (z poziomu Śląskiego Domu). W powrotnej drodze zatrzymujemy się w Starym Smokowcu na zasłużony obiad z deserem i kawą. To był piękny górski dzień!
Co powoduje, że wycieczki na Gerlach cieszą się sporym powodzeniem? Pierwszą zachętą jest jego przystępna wysokość sięgająca 2655m n. p. m. Kolejną fakt bycia najwyższym szczytem Tatr, Karpat oraz Słowacji. To, dlatego wejście na Gerlach jest częstym celem wielu turystów. Trzeba jednak pamiętać, że do wyprawy należy się dobrze przygotować i poznać trasę. Zawsze można

Można by znaleźć wiele powodów, dla których warto wybrać się, i oczywiście ostatecznie wejść, na Gerlach. Jednak jeden powód jest "nadpowodem". Sensem, przy którym bledną wszystkie inne powody. I wcale nie chodzi o to, że Gerlach jest. Chodzi o to, że Gerlach jest najwyższy. Przynajmniej w Tatrach i Karpatach. Aby wejść na coś wyższego, trzeba przejechać, co najmniej, kilkaset kilometrów. Gerlach jest nawet na tyle bezczelny, że jest wyższy niż Rysy! No kurcze, kiedyś wejść na niego musimy! Jak my, Polacy, zrobimy to odpowiednią ilość razy, to może ten Gerlach wdepczemy w górotwór, z którego miał czelność się wychylić, i nie będzie już wyższy niż nasze najwyższe Rysy? Gerlach nie jest obiektem westchnień wspinaczy. Nie prowadzą na niego trudne, czy spektakularne drogi wspinaczkowe. Jeżeli się na niego wspinać, którąś z dróg wspinaczkowych, to raczej zimą. Z tego też powodu, wstyd przyznać, nigdy na nim nie byliśmy. Więc pewnego wrześniowego dnia, postanowiliśmy na niego jednak wejść. Czy warto? Warto. Wejście turystyczne zapewni nam estetyczne wrażenia. Czy zawsze bez tłoku? Nam się udało. [W innym wpisie podpowiadamy jak wejść na Longs Peak w Górach Skalistych. Zapraszamy!] Skąd wejść na Gerlach? Na Gerlach nie prowadzi żaden znakowany szlak turystyczny. Jeżeli nie chcemy go zdobyć jedną z dróg wspinaczkowych, to musimy wynająć przewodnika. Na dzień dzisiejszy, jest to koszt ok. 1000 – 1200 zł za trzy osoby (przy zalegającym późną wiosną / wczesnym latem śniegu, przewodnik może zabrać tylko dwie osoby). Aby wejść na Gerlach w pierwszej kolejności musimy dotrzeć do Śląskiego Domu (obecnie, jest to bardziej hotel górski niż schronisko – nawet bardziej, niż bardziej…). Można to zrobić na nogach, depcząc szlakiem, bądź zapłacić obsłudze schroniska za wwiezienie (taka przyjemność kosztuje 10 € od osoby, w dwie strony). My wybraliśmy spanie w Roztoce, wczesne dojechanie samochodem do Tatrzańskiej Polanki, po czym jazdę na przywiezionych ze sobą rowerach. Na rowerze do Domu Śląskiego? Dlaczego nie! (fot. To zapewniło szybki i wygodny dojazd do Śląskiego Domu, a nie naruszyło naszej sportowej etyki dotarcia na szczyt z dna doliny. Poza tym, już po wszystkim, czeka nas wygodny i szybki zjazd… Nie polecam jednak tej wersji dla osób nie jeżdżących rowerem po górach, czy o słabszej kondycji. Może się to odbić na tempie wchodzenia w godzinach późniejszych. Do pokonania na rowerze jest dystans 7 km i 650 metrów w pionie. Można oczywiście przed wejściem spędzić noc w Śląskim Domu, a na szczyt ruszyć bardzo wcześnie. Jednak osoby o dobrej kondycji mogą to bez problemu zrobić w ciągu jednego dnia, atakując szczyt z Tatrzańskiej Polanki. W Śląskim można (a nawet należy) uzupełnić elektrolity, które wydalimy podczas dotarcia tutaj. A wiadomo, że Słowacy mają elektrolity bardzo wartościowe. Po otarciu piany z warg i nosa, można ruszać dalej. Najczęściej wybieranym (i słusznie) wariantem jest wejście z Doliny Wielickiej przez Wielicką Próbę, a zejście do Doliny Batyżowieckiej. Robimy tak i my. Ze Śląskiego Domu na szczyt pokonać trzeba niespełna 1000 m w pionie. Wyjście na “szlak” Pierwszy odcinek to wygodny szlak w głąb Doliny Wielickiej. Wysokość zdobywamy powoli. Po lewej stronie, w głębi, zaczynamy dostrzegać rozłożysty masyw NASZEJ góry. Nic spektakularnego, ale jednak dużych rozmiarów. W którym miejscu zejść ze szlaku, poinformuje każdego przewodnik. Kierujemy się słabą ścieżką w stronę wielkiej wanty, którą mijamy i wchodzimy w ewidentny, spory żleb. W nim można po raz kolejny (i ostatni) uzupełnić elektrolity, po czym ruszyć (bez wycierania elektrolitowej piany z warg i nosa) wygodnie do góry. Tutaj można również ubrać uprząż i kask. Po wyjściu ze żlebu kierujemy się w lewo, aby dojść do końca systemu wygodnych i szerokich półek. W tym miejscu przyda się przewodnik do wskazania miejsca, w którym należy skierować się do góry (widać punkty asekuracyjne). Związujemy się liną i ruszamy. Docieramy do łańcuchów i szybko zdobywamy wysokość. Ten odcinek to trudności porównywalne z naszą Orlą Percią, może bardziej eksponowane i wymagające mocniejszego trzymania się łańcuchów (trudności I – II). Po wyjściu z eksponowanego terenu do Siodełka nad Kotłem, czeka nas żmudne zdobywanie wysokości Żlebem Darmstadtera (a raczej w okolicach tego żlebu, wyszukując najlepsze przejście). Jest tutaj bezpieczniej, trzeba jedynie uważać gdzie stawia się stopy. Jednak każde podejście, nawet najdłuższe, kiedyś musi się skończyć, więc w końcu wychodzimy na Przełęcz Tetmajera (Gerlachovskie sedlo). Teraz następuje najciekawszy – w mojej opinii – odcinek, czyli grań. Wspinaczkowo łatwa, ale miejscami eksponowana, wymagająca wyszukiwania najłatwiejszego przejścia. Na grani powyżej Przeł. Tetmajera (autor: Podczas pokonywania grani warto spojrzeć za siebie. Każdy wpadnie w zdumienie na widok wyraźnych resztek samolotu. Katastrofa miała miejsce w 1944 roku, a samolot przerzucał partyzantów. Naprawdę niewiele brakowało, aby minąć szczyt, o który rozbił się samolot. Miejsce katastrofy odkryto przypadkowo dopiero po roku – czas wojny nie służył poszukiwaniom. Nie będę bawił się w Słowackiego, i nie będę Kordianem – więc w tym tekście nie pozostanę długo na szczycie i nie będę kwieciście opisywał wrażeń widokowych. Wspomnę tylko, że wejście trwa najczęściej ok. 4-5 h. Uzupełniamy kalorie energetycznymi batonami i kierujemy się w dół. Zejście ze szczytu Zejście prowadzi Batyżowieckim Żlebem, przez Batyżowiecką Próbę (zimą tędy wchodzi i schodzi się z Gerlacha, ponieważ wejście przez Wielicką Próbę jest zimą trudniejsze i ryzykowniejsze). Początkowo żleb nie należy do najciekawszych. Dokładna droga zejścia jest uzależniona od ilości śniegu (potrafi zalegać w lecie). Trzeba uważać, aby nie strącić kamienia i aby nie zostać trafionym kamieniem zrzuconym z góry przez nierozważnego turystę. W najbardziej eksponowanych miejscach (Batyżowiecka Próba) czekają klamry i sztuczne ułatwienia. Ja zawsze preferuję wejścia od zejść. Nie lubię żmudnego oddawania zdobytych metrów (chyba, że mam na nogach narty), moje kolana protestują przeciw takim atrakcjom. Droga w dół jest ewidentna i nie nastręcza problemów orientacyjnych. Musimy dojść do Magistrali Tatrzańskiej (obok Batyżowieckiego Stawu) i tym szlakiem wrócić do Śląskiego Domu. Tych, co bolą nogi, mogą wynająć sobie w Śląskim Domu rower, i zjechać na nim w dół. Co prawda dzięki grawitacji, ale jednak bez pomocy pojazdu silnikowego. Czyli etycznie. My mieliśmy swoje rowery, więc szybko i przyjemnie znaleźliśmy się w dolinie. Skala trudności Na koniec muszę napisać akapit o trudnościach wejścia na Gerlach oraz zejścia z niego. Z pewnością wiele osób, które na Gerlachu były, stwierdzi, iż bagatelizuję trudność wejścia. Mnie osobiście, najbardziej zawsze interesują praktyczne aspekty wejścia: czy trzeba się asekurować (i czy można), topografia, czasy i różne małe, ale istotne patenciki. Postarałem się to przekazać. Jak to więc jest z tymi trudnościami? Pomijam kwestie kondycyjne, każdy wie na co go stać. Nie wyobrażam sobie sensu wchodzenia na Gerlach przez osobę, która żadnego doświadczenia tatrzańskiego nie ma. Jeżeli więc chodzi o trudności techniczne, to: – Osoba wspinająca się, nie zauważy żadnych trudności. Może nawet nie będzie musiała się asekurować. – Dla osoby z mniejszą pewnością siebie, ale obeznaną ze wspinaniem, wystarczy uprząż oraz lonża (kask jest oczywistością). – Osoba sprawna, która się nie wspina, będzie wymagała asekuracji na wejściu po łańcuchach, natomiast na grani i podczas zejścia po klamrach, wystarczy wsparcie i obecność bardziej doświadczonej osoby. Kolega, który był z nami, należał właśnie do tej grupy osób, i asekuracja w wybranych miejscach była wystarczająca dla jego bezpieczeństwa. – Osoba słabiej obeznana z górami, o mniejszej pewności siebie, wymagać będzie asekuracji na większej ilości odcinków – warto wziąć to pod uwagę, gdyż wydłuży czas wejścia. Janusz Gołąb na szczycie Gerlachu ( Każdy przewodnik przed wyjściem w góry wyczuje doświadczenie klienta, a w czasie wejścia na bieżąco będzie dostosowywał tempo czy asekurację do umiejętności swoich klientów. Czy obowiązek wynajęcia przewodnika jest w realiach tatrzańskich plusem czy minusem, to już problem na zupełnie inny artykuł. Życzę dużo słońca na szczycie! Co zabrać na Gerlach latem? Nie przesadzajmy z ilością rzeczy. Co prawda stara zasada mówi, iż lepiej nosić, niż się prosić, jednak mamy wejść na Gerlach i zejść szybko – więc warto iść na lekko. odpowiednie buty niskie lub wysokie, bielizna termiczna; druga warstwa; kurtka membranowa; w razie spodziewanej niższej temperatury dodatkową warstwę termiczną (np. coś cienkiego z ociepliną np. Primaloft – idealne do założenia podczas postoju); czapka; rękawiczki; termos z herbatą; wygodne spodnie, najlepiej z klinem (spodnie wspinaczkowe) plecak ok. 30 l.; butelkę na picie (ok. litra); batony energetyczne, banan itp. apteczka + folia NRC; czołówka, sprzęt wspinaczkowy dostarczy przewodnik. [W innym artykule opisujemy, jak wejść na Gerlach drogą Martina. Zapraszamy do lektury!]

Przez najbliższe dwa miesiąca ma podróżować i doświadczać życia. Z narzeczonym zerwała, ale utrzymuje z nim kontakt ze względu na dobro synka. Jej żenujący post krąży po internecie po tym, jak umieszczono go na portalu dla młodych mam mumsnet.com, ale na szczęście dla niej – bez jej danych osobowych. Znamy tylko jej imię. Newsem ostatniego tygodnia była wiadomość podana przez Portal Tatrzański o zmianach jakie planuje dokonać w swoich przepisach TANAP, czyli odpowiednik naszego TPN-u. Umożliwi to wejście w życie nowelizacji ustawy o ochronie przyrody od r. Plany otwarcie nowych szlaków na najwyższe szczyty słowackich Tatr Wysokich są od dawna, tym razem jednak wydaje się, że nabierają realnych kształtów. Ponoć w kręgach decyzyjnych po słowackiej stronie panuje zgoda co do tego, iż obecna sytuacja, w której najciekawsze tatrzańskie szczyty są niedostępne dla samodzielnych turystów, musi ulec zmianie. Nie wiadomo tylko, co na to wszystko lobby przewodnickie, które na Słowacji jest bardzo silne. Planuje się otwarcie dla indywidualnych turystów ścieżek aktualnie zarezerwowanych dla wycieczek z przewodnikiem. O przewodników się nie martwię ani trochę, bardziej o turystów. Na te najhorniejsze szczyty Tatr trzeba być już dobrze przygotowanym. Dla przewodników zostanie dość pracy na jeszcze trudniejszych szczytach, ale turyści nie mogą lekceważyć nowo otwartych szlaków, jeśli do tego dojdzie. Projekt nowelizacji obejmuje otwarcie kilku tras, oto lista planowanych nowych szlaków: – Śląski Dom – Gerlach – Batyżowiecki Staw – Łomnicka Przełęcz – Łomnica – Zielony Staw Kieżmarski – Baranie Rogi – Chata Teryego – Chata Teryego – Lodowy Szczyt – Kopa Lodowa – Lodowa Przełęcz – Dolina Batyżowiecka – Kończysta – Przełęcz Waga – Wysoka Dodatkowo więcej możliwości otrzymają narciarze, udostępnionych zostanie kilka jaskiń. Wszystko to ma spowodować zwiększenie atrakcyjności regionu i napływ turystów. Co istotne, projekt nowego regulaminu nie przewiduje zniesienia sezonowego zakazu poruszania się po szlakach wysokogórskich, który obowiązuje od 1 listopada do 15 czerwca każdego roku. – Zdajemy sobie sprawę, iż niektóre zapisy regulaminu muszą zostać znowelizowane – mówi Pavol Majko z Tatrzańskiego Parku Narodowego (TANAP). W ostatnim czasie odbyła się dyskusja, w czasie której doszliśmy do porozumienia i obecnie otwarcie zamkniętych dróg wydaje się być kwestią czasu. Przygotowanie nowych szlaków, to nie tylko kwestia namalowanie znaczków. Wymaga także poprawy ubezpieczeń na powyższych trasach. Więc wątpię, żeby już w przyszłym roku była możliwość wspinania na te szczyty. Dobrze jednak, że temat został podniesiony i oby tym razem zmiany doszły do skutku! Do tej pory panowie z Parków Narodowych potrafili tylko zamykać Tatry tłumacząc się ochroną przyrody, choć to czysta hipokryzja, dlatego jestem zwolennikiem otwarcia całych Tatr dla ludzi, żeby rozładować olbrzymi napływ turystów w te góry. W tym roku przecież był rekordowy…zwłaszcza stare szlaki, pozamykane z dziwnych, niejasnych przyczyn powinny zostać na nowo otwarte, bo to niewiele pracy. Bo jeśli z jednej strony szafuje się hasłami ochrony przyrody, a z drugiej niszczy całe zbocze Łomnicy dla potrzeb narciarzy to coś jest nie tak. Dlatego nie wierzę w takie hasła, bo są śmieszne, a wiem, że wybrańcy chodzą, gdzie chcą! Byłem na kilku tych wymienionych szczytach i moim zdaniem na pewno powinny być tam wymagane kaski, ze względu na spadające kamienie, które mogą strącić turyści powyżej. Pilnowaniem tego powinni się zająć strażnicy parku, zamiast zbijać kasę na łapaniu turystów, którzy chcą pochodzić po nowych miejscach, bo akurat wszystko w Tatrach już przeszli. Niech się zajmą pilnowaniem zasad bezpieczeństwa i sprawdzaniem ekwipunku na tych planowanych trasach, żeby nie było tam klapkowiczów i ludzi w adidaskach, bo w razie załamania pogody naprawdę będzie tam niebezpiecznie! Ale dość gdybania…na razie doczekajmy otwarcia tych tras, dla wielu koneserów Tatr, to będą długo oczekiwane, wreszcie dostępne dla każdego, bez względu na zasobność portfeli wisienki na górskim torcie. Pewnie każdy z nas tatromaniaków się tam wybierze i już dziś zapisze do tatrzańskich planów na nieodległą przyszłość. W Słowacji trwa już od dłuższego czasu ostra dyskusja, powstały nawet inicjatywy społeczne, które chcą przywrócić Tatry do stanu sprzed 30 lat, żeby być bardziej konkurencyjnym w stosunku do Alp, czy choćby nawet polskiej części Tatr. Jest więc nadzieja, że tym razem się uda i będziemy się cieszyć z nowych szlaków w Tatrach. Oby nie było jednak tak, jak z długo obiecywaną via ferratą, z Czerwonej Ławki, przez Mały Lodowy do Lodowej Przełęczy. Bo w tym temacie podobno brakuje funduszy na realizację. Piszcie i komentujcie co o tych pomysłach myślicie. Z górskim pozdrowienim Marcogor Ten topic jest o: > wejście na gerlach > Forum, porady, opinie i informacje w Globtroter.pl Mamy 55036 podróżników 222873 zdjęć 345736 wątków i komentarzy Szukaj
~gnebca gamoni2016-11-27 11:16:43tamtenty się jeszcze nie odprawiałem do skrzynki to się wrzuca kilometrowke po wyjeździe ze swissa~Donn Diego2016-11-27 11:55:02Jest tam duzy parking, Georg Witting Strasse, na rondo przy Obi w prawo, znaki cie zaprowadza. przejezdzasz przez pierwszy platny parking (szlabany) i wjezdzasz na urzad celny. Spedycje sa w budynku po prawej stronie. Wez ze soba na spedycje kwitek autostradowy. Od spedycji dostaniesz swistek, ktory pokazesz przy wyjezdzie z placu celnego i wrzucisz do czerwonej skrzynki na przejsciu granicznym. ŻĄDŁO 2016-11-27 14:33:25~Donn Diego. Dzięki. Tylko nie wiem czy tam będzie ta spedycja Gerlach, bo w necie wyświetla że jest tuż za przejściem granicznym po lewej stronie, już w Szwajcarii, a tam nie byłoby się gdzie zatrzymać. Mam tylko EU więc muszę to zrobić będąc jeszcze na Niemieckiej stronie i wyłącznie w Gerlachu. Stąd moje dopytywania, bo z parkingu do tej spedycji w CH z buta to trochę daleko. 3~henio2016-11-27 14:45:25Za daleko a masz hulejnoge?~henio2016-11-27 14:46:26ale jaja kurna!~henio2016-11-27 14:52:29A sie porobiło zara sie narobi kurna!~henio2016-11-27 14:52:51ale jaja kurna!~bazyl2016-11-27 15:13:31Gerlach jest na piętrze obok schodów. Spokojne przejście-i jak wszędzie wielu rodaków. W razie czego można coś dopytać. W Gerlachu pracowała dziewczyna znająca język polski. Jak będziesz czekał na dokumenty przy okienku są zdjęcia skrzynki do której wrzuca się tę karteczkę potwierdzającą odprawę. Jest za mostem po szwajcarskiej stronie, na końcu takiego zadaszenia pod którym trzeba przejechać wyjeżdżając. Powodzenia! ŻĄDŁO 2016-11-27 15:19:41bazyl. Serdeczne dzięki. 3 german 2016-11-27 15:32:08henio a Ty tak od razu wszystko kumałeś jak pojechałeś pierwszy raz? pojechał byś w nowe miejsce i tel do kolegi co był czerwony co? więc nie graj cwaniaka niech chłopak dopyta niż ma go kto opier... z celników albo mandat jakiś zapłacić~henio2016-11-27 16:00:50Noooo!~henio2016-11-27 16:01:42No to siory!~Twoja Stara2018-04-19 10:29:09Kur*wa tu sie kierowcy wypowiadaja czy spedytorzy? ~wojtek2020-04-07 10:29:38Ludzie czemu pytacie profesorow? Polak to kazdy peofesor od wszystkich spraw, nie tylko transport. Jak ma ktos jechac niech jedzien na kazdej granicy Szwajcarskiej sa biura i bez problemu wszystko zalatwi na poczekaniu. TO NIE POLSKA~wojtek2020-04-07 10:30:04transport~Mirek2020-11-10 09:14:11Wjechałem na przejście w weil AM rheim bo tam miałem się odprawić, wykupiłem kilometrówkę, okazało się że jednak ma się odprawić w Saint Louis, co teraz kilometrówka, mogę na niej wjechać na szwajcara w Saint Louis?~Szybki czerwony2020-11-10 09:21:14Idź ja anulować do baraku po lewej~Ordynator w trasie!2020-11-10 15:45:29Pamietajcie żeby pogranicznikom dać tradycję to latwiej wszystko pójdzie. Szwajcarzy jedzą koty, to i pewnie są skorumpowani. ~Rafal2021-04-01 20:34:11Witam kierowca dzis wyjezdzal na T1 ze szwajcarii na reifelden dal T1 na bramce u celników (celnik zeskanowal T1) i oddal kierowcy dokumety. Czy celnik powinien postawic pieczatke na T1 bo kierowca mowi ze nie chcial postawic. ~bzik & CO, GmbH2021-04-01 20:41:09Nie musi, ów dokument jest w systemie, więc na granicy celnik tylko odchacza fakt, że auto przekroczyło granice. Gdyby natomiast system padł, to wtedy jest potrzebna pieczątka na dokumencie celnym, który należy wraz z cmr odesłać do nadawcy towaru, aby mógł odzyskać VAT. ~Rafal2021-04-01 20:47:33Dzieki za szybka odpowiedz juz myslalem ze moze byc problem z rozladunkuem bez tej pieczatki. Zawsze celnik T1 steplowal. 1wszy raz zdazylo sie ze nie chcial. ~bzik & CO, GmbH2021-04-01 20:55:47Zależy jak trafisz, . , oni nie wypuszczą auta przez szlaban, więc siłą rzeczy muszą zaznaczyć w systemie iż auto przekroczyło granice, a pieczątka to już stsje się przeżytek, no chyba że będzie sytuacja takowa jaką wyżej opisałem, to wtedy koniecznie musi podbić dokument. Powodzenia~Rafal2021-04-02 08:39:09Bzik & CO, GmbH Czy mozliwy jest wyjazd na T1 bez zrobienia jednego celnika. (niemca) Kierowca mowi ze na reifelden podjechal pod bramki dal papiery celnik zeskanowal zabral 1kartke od kilometrowki i kazal mu jechac mozliwe jest ze nie zrobil niemca i dlatego nie ma pieczatki na T1 (sprawdzam wszystkie mozliwe sytuacje bo innym zawsze steplowali) ~Szwajcar2021-05-22 16:56:09Panowie pytanie do tych co znają dobrze reguły na Szwajcarii. Parking, dzikus przy autostradzie z postawionym znakiem z linku poniżej. Jak byście go interpretowali z pauzą na weekend tandemem? Pozdrawiam s://iv. pl/image/znak. GIfphMy~Szwajcar2021-05-22 16:58:42Obcięło link. Ale z tego idzie otworzyć zdjęcie iv. pl/image/znak. GIfphMy~skg dk2021-05-22 17:00:02co jest na tym znaku bo nie chce mi sie tam zagladac~Maniek2021-05-22 19:51:00Słuchaj instrukcji co ci Bazyl napisał szczera prawda... ~Radetzky2022-02-22 19:45:08Witam jadę od Liege do Waldshut Tiengen Niemcy, ktoredy najlepiej jechać?~Ordynator jest jeden!2022-02-22 20:20:11Freiburg i 31. ~Radetzky2022-02-22 22:18:05A potem 500 na dół? Chyba nie bardzo
A to naprawdę mało jak na warunki europejskie. To mniej więcej równowartość 116 euro, podczas gdy na Słowacji za znaczne przekroczenie prędkości kara może wynieść nawet 800 euro, a np. w Chorwacji za jazdę o 50 km/h za szybko tamtejsza policja może wystawić mandat na kwotę ponad 2000 euro!
Wejście na Kończystą chodziło mi po głowie już od dawna. Zdobycie tego szczytu polecono mi jakiś czas temu jako dobry cel pierwszych poza szlakowych tatrzańskich faktycznie jest szczytem dość łatwym do zdobycia. Choć na wierzchołek Kończystej nie prowadzi żaden znakowany szlak, to wejście najpopularniejszymi drogami „turystycznymi” jest stosunkowo łatwe – zarówno pod kątem orientacyjnym, jak i technicznym. Początkowo chciałem wejść na Kończystą przez Tępą i Stwolską Przełęcz, bo trasa ta pozwala nacieszyć oczy widokami pięknej Doliny Złomisk. Ostatecznie jednak wybór padł na wariant od strony Batyżowieckiego treściKończysta 2538 m na KończystąWyżnie Hagi 1090 m — Magistrala Tatrzańska 1880 mMagistrala Tatrzańska 1880 m — Kończysta 2538 mKowadło na KończystejKończysta — trudnościKończysta bez przewodnikaTrasa na Kończystą – zejście i podsumowanieKomentarzeZanim jednak przejdę do opisu trasy i relacji z wejścia na Kończystą, chciałbym przekazać Ci kilka słów o samym szczycie. Kończysta leży na Słowacji, w bocznej grani Tatrach Wysokich. Wysokość wyższego wierzchołka to 2538 m czyli 8327 stóp. Wartość w stopach podaje nie bez powodu. Kończysta jest bowiem jednym z czternastu tatrzańskich ośmiotysięczników, czyli szczytów wznoszących się na wysokość ponad 8000 szczyty te tworzą Wielką Koronę Tatr. Wejście na Kończystą jest więc nie tylko dobrym celem na początek naszych zmagań z poza szlakowymi celami w Tatrach, ale także stanowi krok do przodu w kierunku skompletowania na KończystąWejście na Kończystą zaplanowałem na długi weekend sierpniowy. Pierwszego dnia wyjazdu w Tatry wybraliśmy się na Koprowy Wierch, a drugiego zaplanowaliśmy właśnie wejście na szczyt Kończystej. Ostatecznie zdecydowaliśmy o wyborze drogi od strony Batyżowieckiego Stawu, która jest nie tylko stosunkowo prosta, ale także ładna. Szczególnie ciekawie prezentują się widoki za naszymi także:Kończysta jest jednym z najbardziej wysuniętych na południe szczytów, więc z podejścia rozciąga się bardzo rozległa panorama na podtatrzańskie miejscowości i dalej na inne słowackie pasma górskie. Muszę przyznać, że widok z podejścia zrobił na mnie bardzo duże w Starym Smokowcu, więc pierwszym punktem wyprawy było podejście na stację „elektryczki” i przejazd do stacji Wyżnie Hagi (słow. Vyšné Hágy). Stąd rozpoczęliśmy wędrówkę żółtym szlakiem turystycznym, który prowadzi aż do Batyżowieckiego Stawu (słow. Batizovské pleso).Wyżnie Hagi 1090 m — Magistrala Tatrzańska 1880 mDługość odcinka: 4,5 kmCzas przejścia: 2-2,5 hSuma podejść: 790 mWejście na Kończystą rozpoczęliśmy od szlaku żółtego, który początkowo prowadzi wzdłuż torów kolejowych, a następne skręca w prawo. Przez chwilę idziemy wąską asfaltową drogą. Potem wchodzimy na typowy szlak turystyczny, prowadzący w większości przez las. Droga cały czas prowadzi pod górę, ale tylko miejscami jest stroma. Mijamy altanę położoną na przyjemnej polanie, gdzie warto zatrzymać się na krótki odpoczynek. Potem dalej pniemy się ku górze, aż wyjdziemy ponad górną granicę lasu. Teraz towarzyszyć będą nam głównie dobry punkt na odpoczynek to miejsce, gdzie przez chwilę trawersujemy zbocze góry. Rozciąga się stąd bardzo ładny widok. Jest także kilka większych kamieni, na których można usiąść. Oczywiście odpoczynek nie jest obligatoryjny, ale jeśli czujemy zmęczenie, to warto skorzystać z ładnego miejsca na chwilę relaksu. Przed nami bowiem dość strome podejście, które doprowadzi nas do Magistrali na żółtym szlakuŻółty szlak trawersuje zboczeWidok z żółtego szlaku po wyjściu ponad granicę lasuBatyżowieckie WodospadyŻółty szlak łączy się z Magistralą TatrzańskąW tym miejscu można skręcić w prawo i podejść kawałek nad Batyżowiecki Staw, ponad którym wznosi się Król Tatr, czyli Gerlach. Aby wejść na szczyt Kończystej, musimy natomiast pójść w przeciwną stronę, czyli po wejściu na Magistralę Tatrzańską skręcić w Tatrzańska 1880 m — Kończysta 2538 mDługość odcinka: 1,4 kmCzas przejścia: 2,5-3 hSuma podejść: 700 mCzerwony szlak nie zaprowadzi nas na Kończystą. Po zaledwie kilku minutach musimy z niego zejść, odbijając na prawo. Nie znajdziemy w tym miejscu żadnego znaku informującego o skręcie na Kończystą, bo na jej wierzchołek nie prowadzi znakowany szlak. Musimy więc dokładnie się rozglądać, aby nie przegapić miejsca skrętu. Ze szlaku należy zejść w miejscu, gdzie znajduje się kopczyk i zaczyna delikatnie wydeptana ścieżka wspina się bardzo stromo w górę, po ziemno-trawiastym zboczu. Potem teren zaczyna się robić bardziej płaski. Pojawia się też znacznie więcej dużych kamieni. Dalej trasa na Kończystą prowadzi miejscami po trawach, a miejscami po mniejszych lub większych głazach. Cały czas trzeba się rozglądać, aby nie stracić z oczu kopczyków, które wyznaczają kierunek tym miejscu należy zejść z czerwonego szlakuPoczątkowy fragment jest bardzo stromyPóźniej stromizna się zmniejszaTrasa biegnie po trawkach i po skałachW dole Batyżowiecki StawPiękny widok na słowackie podtatrzańskie osiedlaO ile w przypadku traw orientacja jest dość łatwa, bo ścieżka jest wydeptana, tak na skałach robi się nieco trudniej. Wydeptanej ścieżki wówczas nie ma, więc trzeba uważnie szukać kopczyków. Gdy grań zacznie się zwężać, droga zejdzie na jej lewą stroną. Ścieżka doprowadzi nas do dość szerokiego żlebu, którym należy podejść do góry. Potem czeka nas jeszcze około 30 minutowy trawers zbocza, by w końcowych fragmencie trasy ruszyć ku górze na szczyt tej pory droga była na ogół łatwa techniczne. Trzymając się kopczyków, przez większość czasu praktycznie nie musimy używać rąk do wspinaczki. Będą one przydatne dopiero pod koniec. Po dojściu na wierzchołek czeka nas jeszcze jedna decyzja. Wejść na Kowadło na Kończystej czy nie?Potem trawki powoli zastępują coraz większe kamienieoraz skały i głazyTrasą prowadzi najpierw granią, a potem jej lewą stronąZa nami kapitalne widokiDolina Stwolska widziana z końcowego fragmentu podejściaWidać już wierzchołek KończystejKowadło na KończystejKowadło na Kończystej to charakterystyczny głaz znajdujący się na samych wierzchołku góry. Wejście na niego jest ciekawym zwieńczeniem trekkingu, ale oczywiście nie jest obligatoryjne. Zwłaszcza jeśli nie czujemy się na siłach, aby to wejście na kowadło na Kończystej wyceniane jest na I w skali taternickiej, czyli nieco trudno. Wymagana jest wspinaczka z użyciem rąk. W wejściu pomaga odstająca płyta, na której można stanąć. Następnie trzeba trochę podciągnąć się na rękach i zarzucić nogę na kowadło. Mnie wejście na kowadło dodatkowo ułatwił kawałek taśmy zawieszonej przez innego wędrowca, odpoczywającego na szczycie wejściu na Kowadło pomaga skała w kształcie płetwyKowadło to najwyższy punkt szczytuPowyższe informacje były w pełni aktualne w sierpniu ubiegłego roku, gdy wchodziłem na Kończystą. Później jednak w wierzchołek Kończystej strzelił piorun, co spowodowało odłamanie się sporego kawałka kowadła. Nie wiem, w jakim obecnie stanie głaz się znajduje i czy wejście na niego jest możliwe. A jeśli tak, to czy trudność wejścia spadła, czy wzrosła. Jeśli będziesz chciał wejść na kowadło na Kończystej, to sam musisz ocenić czy jest to bezpieczne i w zasięgu Twoich — trudnościZdobywanie tatrzańskich szczytów znajdujących się poza szlakiem pozwala nacieszyć się górami, bo w praktyce dzielimy je tylko z garstką ludzi. Trzeba jednak pamiętać, że jest to także znacznie bardziej niebezpieczna forma turystyki kwalifikowanej, czasami wymagająca wspinaczki i asekuracji liną. Co prawda ścieżka prowadząca na Kończystą ma wycenę 0 w skali taternickiej, co oznacza, że jest łatwa, ale w dalszym ciągu są to trudności porównywalne lub nawet większe, niż te spotykane na najtrudniejszych szlakach turystycznych w szlakiem drogę wyznaczają kopczykiTrzeba też pamiętać, że brak znakowanego szlaku oznacza, że sami musimy dbać o to, aby podążać we właściwym kierunku. Kopczyki co prawda wyznaczają drogę, ale nie poprowadzą nas jak po sznurku. Trzeba więc zwiększyć uwagę i szukać ich wśród traw i głazów. Jeśli zgubimy drogę, to istnieje ryzyko, że znajdziemy się w miejscu, którego trudności przekroczą nasze umiejętności wspinaczkowe. A wtedy możemy potrzebować pomocy. Schodząc poza szlak, trzeba więc być czujnym i bardzo bez przewodnikaNie bez znaczenia jest też fakt, że w Tatrach Słowackich zejście ze szlaku z reguły jest nielegalne. Zgodnie bowiem z przepisami panującymi na terenie TANAP, poza szlakiem możemy wędrować tylko pod opieką licencjonowanego przewodnika. Wyjątkiem od tej reguły jest wspinaczka. Osoby zrzeszone w klubie wysokogórskim mogą chodzić poza szlakiem bez przewodnika pod warunkiem, że ich celem jest pokonanie drogi o trudnościach większych niż II (czyli minimum II+).Zobacz także:Wejście na Kończystą od strony Batyżowieckiego Stawu ma trudności 0, więc próba zdobycia szczytu tą drogą bez przewodnika jest, mówiąc wprost nielegalna. A to z kolei wiąże się z możliwością otrzymania mandatu, czy nawet pojawieniem się problemów z pokryciem kosztów ewentualnej akcji ratunkowej przez o tym nie po to, aby kogokolwiek nastraszyć czy zniechęcić. Uważam po prostu, że przed podjęciem decyzji o wejściu na Kończystą, czy jakikolwiek inny szczyt poza szlakowy, powinniśmy znać fakty i wiążące się z takim wyjazdem ryzyko. Potem to ryzyko musimy zaakceptować i mieć z tyłu głowy możliwe na Kończystą – zejście i podsumowanieDługość trasy: 13,5 kmCzas przejścia: 7-8 hSuma podejść: 1495 mSuma zejść: 1495 mNajlepszym wariantem powrotu jest droga podejścia. Oczywiście możemy wybrać inną trasę zejścia z Kończystej, ale wydaje mi się, że po całym dniu w górach, lepiej unikać szukania drogi wśród kamieni i głazów. Polecam więc wrócić nad Batyżowiecki Staw. Nad jeziorem jest sporo miejsca, gdzie można wygodnie usiąść i odpocząć po całym dniu na i TępaZ Kończystej bardzo dobrze widać GerlachOdpoczynek nad Batyżowieckim StawemPotem czeka nas tylko zejście na stację „elektriczki” lub na parking, jeśli przyjechaliście samochodem. Na przejście opisanej wyżej trasy na szczyt Kończystej trzeba zarezerwować sobie cały dzień i najlepiej zacząć go dość wcześnie. Choć trasa na Kończystą od strony Batyżowieckiego Stawu uznawana jest za łatwą orientacyjnie, to jednak może się zdarzyć, że trochę pobłądzimy. Warto więc mieć zapas wTs5. 399 367 76 103 157 222 108 71 476

mandat za wejscie na gerlach